wtorek, 4 lipca 2017

NIE KUPUJ - ADOPTUJ!

    Od dziecka wychowywałam się w domu pełnym zwierząt: pies, kot, papugi, jaszczurki, rybki, żółwie, myszy, patyczaki - mój tata od zawsze był ogromnym fanem zwierząt i lubił się nimi opiekować, na balkonie postawił własnej roboty karmnik, każdego ptaszka ze złamanym skrzydłem przynosił do domu i pokazywał, jak mu pomóc.
    3 lata temu, wyprowadziłam się z domu i zamieszkałam z narzeczonym. Kiedy po roku udało nam się wynająć większe mieszkanie, zobaczyłam w tym szansę na przygarnięcie zwierzaka. Po długich rozmowach udało mi się przekonać narzeczonego do adopcji. I wtedy natrafiłam na to zdjęcie:



   Był jednym z 5 piesków do przygarnięcia z pobliskiego schroniska. Mały po prostu mnie urzekł i wiedziałam, że to właśnie nim się chcę zaopiekować. Jednak, kiedy skontaktowałam się z ogłoszeniodawcą, poczułam się tak, jakbym dostała w twarz. Piesek owszem, jest, ale w tym ośrodku nie ma zgody na to, aby zwierzaki mieszkały w bloku. Jeśli bym mieszkała w domku jednorodzinnym - nie byłoby problemu, ponieważ pies miałby miejsce do biegania, miałby swoją budę, w bloku nie ma warunków do mieszkania z psem. Biorąc pod uwagę nasze dwupokojowe mieszkanie, gdzie mieszkaliśmy we dwójkę z narzeczonym, piesek miałby można powiedzieć - pokój dla siebie. No ale cóż, jak to się mówi - na władzę nic nie poradzę. I tak moje marzenie o zaopiekowaniu się małym Kajtkiem (bo tak go nazwałam) prysło niczym bańka mydlana. 
Jakiś miesiąc później natrafiłam ponownie na ogłoszenie, z tą samą fotografią, a numer telefonu był inny. Od razu chwyciłam za słuchawkę i zadzwoniłam. Kajtek jest w domu tymczasowym, gdzie czeka na adopcję, bo wszystkie pieski znalazły dom- oprócz niego. Od razu wiedzieliśmy z narzeczonym, że Kajtek czeka właśnie na nas. 
Po przyjeździe na miejsce przywitał nas nikt inny jak nasz mały piesek - od razu zaczął się przytulać, skakać, biegać wokół nas i merdać ogonkiem, jakby chciał powiedzieć "hej! w końcu po mnie przyjechaliście!"
Pani, która zajmowała się opieką tymczasową nad pieskami, opowiedziała nam historię Kajtka. Okazało się, że ktoś pzostawił 5 miesięcznych szczeniaków w pobliskim lesie w kartonie z miską wody, podczas ogromnych upałów. Na szczęście w tamtym dniu lasem spacerował jakiś mężczyzna ze swoim psem, który przypadkiem natknął się na pudło z wycieńczonymi pieskami. W ten sposób trafiły do schroniska. Niestety, kiedy zapytaliśmy dlaczego dostaliśmy odpowiedź odmowną od schroniska, pani powiedziała że każda placówka rządzi się swoimi prawami, a szkoda bo przecież liczy się szczęście zwierzaków. Tak czy inaczej, po przedstawieniu naszej sytuacji domowej, bo oczywiście nie obyło się bez wywiadu - jak mieszkamy, kto będzie się opiekował psem, czy będzie sam zostawał w domu itp. przeszliśmy do formalności. Umowa adopcyjna została podpisana między mną a gminą, przez której organy piesek został zachipowany. Do sporządzenia takiego dokumentu potrzeba danych osobowych, na końcu zaś jest kilka zasad, między innymi że pies nie zostanie sprzedany, nie będzie przeznaczony do rozrodu, zostanie wykastrowany oraz że otoczę go najlepszą opieką jaką tylko potrafię. W ten sposób 23.09.2015 roku, nasza rodzinka powiększyła się już o jednego członka, ale za to jakiego :)



Po 2 latach mieszkania z Kajtkiem, powiem Wam, że to była jedna z najlepszych decyzji w życiu. Wiadomo, że pies to ogromny obowiązek, trzeba z nim wychodzić, karmić, uczyć, poświęcać uwagę, chodzić do weterynarza, i trzeba mieć świadomość, że pies po przejściach, nieważne czy szczeniak, czy dorosły - jest trudnym przypadkiem. Na początku było ciężko, Kajtek nie chciał zostawać sam i co za tym idzie- niszczył. Rozszarpał rogi dywanu, obgryzł nogi od stołu, wydrapał gumolit w przedpokoju, zdarł obicie z drzwi. Jakoś po pół roku udało nam się zażegnać kryzys, pies stał się łagodniejszy, na wyjścia dostawał pakiet do gryzienia: butelki, zabawki, przysmaki co myślę, że pomogło. Takie są uroki szczeniąt, że muszą niszczyć, rozładować swoją energię czy złość, że go zostawiamy.

Nasz Kajtuś od początku potrzebował masę uwagi, sam o nią zabiegał i tak jest do dzisiaj. Obserwując jego zachowanie widzę, że zrobiliśmy z mężem kawał dobrej roboty, pies jest zawsze wesoły, energiczny, uwielbia dzieci, zabawę, nie gryzie i uwaga -nie szczeka. Jest najłagodniejszym psiakiem jakiego widziałam. Nikt jak pies nie cieszy się na moje powroty do domu, nawet jak schodzę tylko do skrzynki na listy i zaraz wracam. Nikt tak nie pociesza jak pies, kiedy coś się nie uda i płaczę. Nikt nie patrzy na mnie tak pełnym zaufania i wiernym spojrzeniem jak pies. 
Jeśli macie możliwość - adoptujcie, bierzcie zwierzaki ze schroniska. One też potrzebują domu, miłości, bezpieczeństwa. I daję wam gwarancję - że ta decyzja zaoowocuje najpiękniejszą przyjaźnią na świecie.



4 komentarze:

  1. Bardzo fajny wpis. Cieszę się, że tak wszystko dobrze się potoczyło. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie że Kajtek znalazł u Was dom i szczęście :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja nie musiałam adoptować, ponieważ mój kotek sam znalazł do mnie drogę :) Był wyrzucony i cieszę się, że to na mnie trafił :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Adoptowałam pieska i od tego czasu jest moim przyjacielem :)

    OdpowiedzUsuń